Odwołał się więc do starej, męskiej sztuczki - przeszedł z miejsca do ataku.
- Nigdy się ode mnie nie oddalaj! A gdyby tak zza rogu wyjechali znienacka Kozacy? Poza tym to nie jest bezpieczna okolica! Reprymenda nie zrobiła na niej wrażenia. - Słyszałam o takich jak ty. O mężczyznach, którzy podczas jednej nocy przegrywają cały majątek. Ciągle o nich piszą w gazetach. Zwykle strzelają sobie w głowę. Tego chcesz? - Jesteś najbardziej niewdzięczną dziewczyną na całym świecie! - Jak dużo przegrałeś? - Ani pensa! - Sięgnął do kieszeni i pokazał jej ze złością sakiewkę. - Nie wierzysz we mnie, co? Myślisz, że kłamię? Spójrz, ile tego jest! Nawet nie wyciągnęła ręki. - Mówiłeś, że dbasz tylko o przyjemność, ale my nie przyszliśmy tu dla zabawy. - Nie pouczaj mnie. Doskonale wiem, o co tu chodzi. Chcesz, żebym ci pomógł, czy nie? - Mój Boże, co ja narobiłam! - szepnęła. - Dlaczego mi nie powiedziałeś, jak niebezpieczna jest dla ciebie gra? - O czym ty mówisz? - Przecież to właśnie ta głęboka, mroczna czeluść, w którą wpadasz. Nie zaprzeczaj! Nie dość ci, że już ryzykowałeś życie w mojej sprawie? - Och, Becky, przecież przyrzekłem ci, że możesz na mnie liczyć. Mam mnóstwo wad, ale nie łamię raz danego słowa. - Sama nie wiem, co robić. - Pokręciła głową. - Potrzebuję twojej pomocy, ale boję się, że za dużo od ciebie wymagam. Nawet nie widziałeś tego, o co walczymy. - Właśnie, że widziałem! Zrozumiała, że mówi o niej. - Obydwoje potrzebujemy swojej pomocy. Pozwól mi raz jeden dokonać czegoś naprawdę ważnego. Dobrze wiedziałem, co robię. I poradziłem sobie. Tak się właśnie grywa! Możemy na dziś dać spokój grze, bo najwyraźniej masz już dość, lecz powinnaś mi zaufać. Milczała przez chwilę. - Przepraszam cię - odparła w końcu. - Miałeś rację. To nerwy. Po prostu nie jestem do tego przyzwyczajona. - Do tego, żeby pozwolić sobie pomóc? - Nie. Do tej pory ryzykowałam tylko własne życie, ale teraz... nie dam rady. - Ale ja owszem. Gra to coś, w czym jestem naprawdę dobry. Nie musisz się bać. Jesteśmy po tej samej stronie. Obiecuję ci, że będę ostrożny. - A ja, cokolwiek się stanie, nie pozwolę ci więcej wpaść w szpony hazardu. Jeśli spostrzegę, że tracisz nad sobą kontrolę, powiem ci to wyraźnie. Nie chcę, żebyś pogrążył się z mojego powodu. - Nie skrzywdzisz mnie, Becky, jestem już dużym chłopcem. - Ale poróżniłeś się z rodziną właśnie o hazard, prawda? - Cóż, tak właśnie było. - Niezupełnie, dodał w myśli, nie miał jednak najmniejszego zamiaru mówić jej o lady Campion. - Przestraszyłeś mnie tam, przy stole, Alec. - Ty mnie też, kiedy uciekłaś. Jakże mam cię chronić, jeśli nie chcesz przy mnie zostać? - Musiałam wyjść, żeby cię stamtąd wyciągnąć. Nie było innej rady. Jakże hulaka ma sobie poradzić z upartą dziewczyną, która najwyraźniej ma rację? - Do licha, Becky, czy nie możesz ustąpić? Ani trochę? - A czy ty nie zażądasz kolejnego ustępstwa, jeżeli tak zrobię? Alec z desperacją spojrzał w niebo, jakby się bał, że runie mu na głowę. Do rozpaczy doprowadzili go nie Kozacy czy karty, tylko pewna bystra dziewczyna. Po dłuższej chwili westchnął. Oszukiwanie jej nie miało sensu. - No dobrze, panno Ward, wygrałaś. Owszem, hazard to mój problem. Ale powiem ci coś jeszcze, nie jestem głupi. - Nigdy tak nie twierdziłam. - Potrafię się trzymać w ryzach. Nie doceniasz mnie. Dobrze wiem, o jak wysoką