- My sie przypadkiem nie znamy? - spytał Nick,
spogladajac uwa¿nie na pielegniarza. - Nie spotkalismy sie ju¿ gdzies? - Mo¿liwe - odparł Tom. - Znam wiele osób. Pracowałem w Bayside i w Cahill House. Nick zmarszczył brwi. - Mam wra¿enie, ¿e ju¿ sie widzielismy. Tom wzruszył ramionami. - Swiat jest mały. - W szpitalu. Jestem pewny, ¿e spotkalismy sie tam własnie. - Mo¿liwe. Marla usmiechneła sie z przymusem. Rozprostowała zacisniete kurczowo piesci i postanowiła, ¿e nie da sie wyprowadzic z równowagi. 173 - Miło mi pana poznac - zwróciła sie do pielegniarza. Wyciagneła do niego reke i krótko uscisneła podana dłon. - Niestety, mój ma¿ popełnił du¿y bład. Mimo mojego okropnego wygladu naprawde nie potrzebuje nikogo do opieki. Alex na pewno zapłaci panu za fatyge, ale nie skorzystam z pana usług. - Oczywiscie, ¿e skorzystasz - uciał Alex. Tom puscił jej dłon i cofnał sie o krok. Podniósł w góre rece, jakby chciał sie poddac i spogladał zdezorientowany to na Marle, to na Aleksa. - Hej, wolałbym w to nie wchodzic. - Nie ma problemu. - Alex spojrzał na Marle, lodowatym wzrokiem, nakazujac jej milczenie. Na Marli nie zrobiło to najmniejszego wra¿enia. - Czuje sie swietnie. Nie potrzebuje pielegniarza. Byłoby to marnowanie czasu Toma, mojej cierpliwosci i twoich pieniedzy. - To pomysł Phila - wycedził Alex przez zeby. Nad jego okiem nabrzmiała pulsujaca ¿yła. Marla domysliła sie, ¿e rzadko kto osmielał mu sie sprzeciwic. Zwłaszcza ¿ona. - A on jest lekarzem. - Wiec porozmawiaj z nim - odparła. Czuła, ¿e puszczaja jej nerwy. - Hej, jesli jest jakis problem - wtracił sie Tom - to mo¿e panstwo powinni sami najpierw uzgodnic. Alex wycelował w niego swój palec wskazujacy. - Nie ma ¿adnego problemu - stwierdził dobitnie. - Po prostu powinienem był bardziej szczegółowo omówic te kwestie z ¿ona. - Znacznie bardziej szczegółowo - powiedziała Marla. W tej samej chwili w holu rozległy sie drobne kroczki Eugenii i stukot pazurków Coco. Swietnie, tego tylko jeszcze brakowało! 174 Gdy starsza pani wyszła zza rogu, zdejmujac rekawiczki, do salonu z przerazliwym jazgotem wpadła Coco. - Cicho! - ofukneła ja Eugenia, gdy Coco rzuciła sie do spodni Toma. - Ju¿! Bo pójdziesz do budy! Siad! - Pies, o dziwo, usłuchał. - Alex, Nick... Marla - powitała wszystkich