jednak ustępowała, a wtedy po prostu trwał z Jessicą w ramionach,
napawając się poczuciem łagodnego ciepła w duszy, poczuciem kompletnego zaspokojenia. Miał wrażenie, że znajduje się dokładnie tam, gdzie powinien być, że jego miejsce jest przy niej, tak ufnie przytulonej do niego. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek doznawał czegoś podobnego. Z całego serca pragnął przy niej zostać. Ale jeśli miał zostać, musiał się od niej oderwać, by zacząć działać. Zanim wyszedł na miasto,porozmawiał ze Stacey, na poły ją prosząc, by zatrzymała Jessicę w domu, na poły jej niemal grożąc. Nie wiedział, czy to okaże się skuteczne, lecz sam nie mógł tego dopilnować, musiał się spieszyć. Pojechał do gabinetu Jessiki, a kiedy nikt nie odpowiadał na pukanie, po prostu otworzył zamek wytrychem. W środku nie zastał nikogo. Gabinet został dobrze zabezpieczony przed wtargnięciem wampira, lecz Bryan nie martwił się o to, że Mary okaże się dość silna, by wtargnąć do środka, lecz o to, że Jeremy wpuści ją z własnej woli. Kiedy tak stał na środku gabinetu, wahając się, co powinien zrobić, rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Otworzywszy je, ujrzał ładną, choć wyraźnie przepracowaną kobietę przed czterdziestką, której towarzyszył naburmuszony siedemnastolatek. - Witam, czym mogę służyć? - zagadnął uprzejmie Bryan. - My do pani Frazer - odparła kobieta. - Obawiam się, że dzisiaj nie przyjmuje wizyt. - Och... - Kobieta wyraźnie zmartwiła się odpowiedzią. - A może ja mógłbym w czymś pomóc? RS 187 Ku jego zaskoczeniu nastolatek ożywił się nagle. - Hej, to przecież pan! Bryan pytająco uniósł brew. - To pan jest tym profesorem. - Z wyrazem entuzjazmu na twarzy obrócił się ku matce. - Pisali o nim w gazetach, wykłada na temat wampirów. To ją przeraziło, wyglądała, jakby chciała odwrócić się i uciec. - Rzeczywiście jestem profesorem - potwierdził Bryan i dodał szybko: - Opowiadam o wierzeniach i legendach oraz ostrzegam ludzi przed uprawianiem różnych kultów. Przez chwilę kobieta przyglądała mu się w milczeniu, a potem zaczerwieniła się, wygłaszając swoją prośbę: - To może przekona pan mojego syna, żeby nie szedł dziś w nocy na cmentarz? Bryan przeniósł życzliwy wzrok na chłopaka, starannie ukrywając podekscytowanie, chociaż puls mu przyspieszył. Czyżby...? Nastolatek wzruszył ramionami. - Wie pan, jesteśmy w Nowym Orleanie. - Jakbyśmy mieli mało kłopotów... - mruknęła jego matka. - Spotykasz się z przyjaciółmi na cmentarzu? - zagadnął Bryan. - Widzisz, problem w tym, że ciemne, odosobnione miejsca przyciągają element kryminalny. Kobieta zdecydowała się i wyciągnęła rękę. - Myra Peterson. A to mój syn Jacob. - Bryan McAllistair. Czy mógłbym z pani synem porozmawiać przez chwilę w cztery oczy? Zawahała się. RS 188