pozostała nieugięta, rany były zbyt świeże.
- Nie ma teraz żadnych klientów, więc może trochę poodkurzam - powiedziała Malinda ignorując Cecile. Cecile rzuciła na ladę plik rachunków. - Na miłość boską, Malindo. Musimy porozmawiać o... Słowa Cecile utonęły w szumie odkurzacza. Nie, nie chcę o tym rozmawiać, mówiła do siebie Malinda, szybkimi ruchami przesuwając szczotką odkurzacza po dywanie. W każdym razie jeszcze nie teraz. Rany muszą się zabliźnić. Przynajmniej na tyle, żeby nie zbierało się jej na płacz, ile razy pomyśli o Jacku i chłopcach. A jeśli Cecile uważa, że w sklepie jest cicho, to powinna pomieszkać trochę w domu ciotki Hattie. W porównaniu z nim sklep był wesołym miasteczkiem - pełnym światła, ludzi, hałasu i śmiechu. Nie przypuszczała, że cisza może być tak bolesna. Teraz już wiedziała. Życie z Brannanami rozpuściło ją. Od świtu do nocy dni pełne były zajęć, śmiechu i hałasu. Teraz 142 JEDNA DLA PIĘCIU snuła się samotna po swoim domu i wiodła życie starej panny, jak to jej zawsze przepowiadała Cecile. Zza pleców Malindy wynurzyła się nagle Cecile, wyłączyła odkurzacz i podała jej plik kopert. - Poczta do ciebie - powiedziała. - A może i z tej formy porozumiewania się postanowiłaś zrezygnować? - spytała złośliwie. Z poczuciem winy Malinda przyjęła listy. - Nie, pocztę nadal odbieram. - To może i ja powinnam się zwrócić do ciebie listownie? - Przepraszam - szepnęła zawstydzona Malinda. Cecile dostrzegła smutek w jej oczach i chwyciła ją w ramiona. Przez całe życie starała się chronić Malindę przed przeciwnościami losu. Przyjęła tę rolę w wieku lat dziesięciu i nigdy tego nie żałowała. Według niej, z nich dwóch to Malinda była tą delikatniejszą, bardziej podatną na cierpienie. W swej roli protektora Cecile nieraz musiała podbić komuś oko. Czując na policzku łzy przyjaciółki gotowa była zrobić to Jackowi Brannanowi, gdyby miało to pomóc Malindzie. Nie była jednak wcale pewna, czy w tej sytuacji to właściwe rozwiązanie. Jack znakomicie się sprawdził tego dnia, kiedy Malinda zemdlała. Wszystkim się zajął i trząsł się nad nią jak kura nad kurczęciem. Tego dnia Cecile przekazała władzę w jego ręce. Jack kocha Malindę, a ona jego. Cecile była tego pewna. Żeby tylko nie byli tacy uparci i przyznali się do tego. Pogroziła Malindzie palcem. - Tylko sobie nie myśl, że ci wybaczyłam. Jesteśmy siostrami, pamiętasz? Nakłułyśmy sobie palce i zmieszałyśmy