rzeczy, które niczym fragmenty puzzli zaczęły układać się w spójną
całość. Na przykład kiedyś znalazła w kieszeni Johna list adresowany do kogoś innego. Na kartce w jednej linii wypisano jakieś nonsensy. W walizce trafiła na bilet do Kolumbii na nazwisko niejakiego Wendella White’a. Kiedy potem pytała Johna, jakie kraje zwiedził, nawet nie zająknął się o Kolumbii. Te pierwsze sukcesy sprawiły, że nabrała odwagi. Kiedy John znowu wyjechał, a jej znów zaczęło się nudzić, pojechała do jego mieszkania, żeby je przeszukać. Miała dużo czasu, dlatego sprawdziła wszystkie meble, a także podłogę i ściany, szukając jakichś skrytek. Przeszukała nawet lodówkę. I właśnie tam znalazła coś ważnego. W zamrażalniku, wciśnięty między dwa kawałki zamrożonego mięsa, spoczywał notes zawinięty dla niepoznaki w biały papier. W środku znajdowały się kolumny z datami oraz jakieś niezrozumiałe, zaszyfrowane zapiski. Dopiero wtedy pojęła, dlaczego John nigdy nie opowiadał jej o pracy ani o kolegach. Dlaczego jeździł po całym świecie, chociaż nie chciał się do tego przyznać. I dlaczego nigdy nie zostawiał jej swego numeru telefonu. Był szpiegiem! Pracował w CIA jako szpieg! Przestraszona szybko odłożyła notes na miejsce. – Jutro rano muszę znowu wyjechać – rzucił. Julianna uniosła się nieco na łokciu. – Ale przecież dopiero wróciłeś. – Nie skończyłem pewnej sprawy. Bardzo mi przykro. – Na jak długo? – Sam nie wiem. Na tydzień, może dwa. Może na miesiąc. Zależy, jak wszystko się ułoży. – To przynajmniej powiedz, gdzie jedziesz – poprosiła kapryśnie. – Nie mogę. Przecież wiesz. Wiedziała, ale wcale jej to nie pomogło. Skrzywiła buzię i odwróciła się do niego plecami. – Proszę, nie gniewaj się – powiedział. – To wcale do ciebie nie pasuje. Spojrzała na niego przez ramię. – Tak się nudzę, kiedy ciebie nie ma! Nie mam nic do roboty. Czuję się samotna! – Może to ci pomoże. John sięgnął po marynarkę, którą położył na szafce przy jej łóżku, z kieszeni wyjął granatowe pudełeczko ze złoconymi literami i z tajemniczą miną podał je Juliannie. – To dla mnie? – spytała. – A dla kogo? – Uśmiechnął się. – No, otwórz. Usiadła i szybko uniosła wieczko. W wyłożonym satyną wnętrzu znajdowały się lśniące niczym gwiazdy kolczyki z brylantami. Patrzyła na nie w osłupieniu. Kamienie były naprawdę wielkie, kilkukaratowe. Spojrzała na Johna. – Są takie piękne! – Nie tak piękne jak ty – powiedział, wyjmując pudełko z jej ręki. – Pozwól, że ci je założę. Zarzuciła włosy do tyłu, a John delikatnie przewlekł druciki przez dziurki w jej uszach i zapiął kolczyki. Gdy tylko to zrobił, Julianna wyskoczyła z łóżka i pomknęła do łazienki. Zapaliła wszystkie światła i podeszła do lustra. Olśniewające! To było jedyne słowo, które przychodziło jej na myśl, kiedy patrzyła na lśniące zimnym ogniem diamenty. Po chwili zobaczyła też odbicie Johna w lustrze.