nadzieje, ¿e dzieki tobie sytuacja wróci do normy. Swego
czasu dobrze ci szło z firmami, ceniono cie jako konsultanta czy mediatora - zdaje sie, ¿e tak to sie teraz nazywa. Za moich czasów mówiło sie o audytorach. - Audytor zajmuje sie nieco innymi rzeczami. - Niewa¿ne... Tak czy inaczej, kiedy Alex powiedział mi, ¿e Cahill Limited ma kłopoty, pomyslałam o tobie i o tym, co zrobiłes dla tylu innych przedsiebiorstw. - Pokreciła głowa, jakby chciała rozruszac zesztywniały kark, po czym znowu spojrzała w okno. - Ale prawda jest taka, ¿e finanse naszej firmy były tylko jednym z powodów, dla których chciałam, ¿ebys wrócił do domu. Pewnie zda¿yłes ju¿ zauwa¿yc, ¿e Alex i Marla nie sa ju¿ sobie tak bliscy jak dawniej. Od lat nie układa sie miedzy nimi... Modliłam sie, ¿eby to nowe dziecko pomogło im znowu sie do siebie zbli¿yc, ale... Och, wyraznie widac, ¿e coraz bardziej sie od siebie oddalaja. Mimo ¿e wiedziałam, i¿ ty i Marla... có¿, byliscie ze soba dawno temu, wiec pomyslałam sobie, ¿e twoja obecnosc tutaj mogłaby pomóc. 363 - Jak, jesli mo¿na wiedziec? - spytała Marla, która nie była w stanie dłu¿ej utrzymac jezyka za zebami. Policzki jej płoneły, w głowie miała zamet. Eugenia odwróciła sie na piecie, zaskoczona. Poczerwieniała a¿ po korzonki rudych włosów. Dr¿aca reke poło¿yła na piersi. - Och, nie słyszałam, jak wchodziłas po schodach. - Najwyrazniej - stwierdziła Marla sucho. Usiadła na sofie z Jamesem na reku i podała mu butelke. - Ale kontynuuj, prosze. To fascynujace - dodała sarkastycznie. - Wiec w jaki sposób Nick miałby nam pomóc? - Niech zgadne - wtracił sie Nick. - Alex i ja zawsze bylismy rywalami, wiec pomyslałas, ¿e jesli wróce i oka¿e choc cien zainteresowania Marla, Alex zda sobie sprawe, i¿ jego ¿ona jest bezcennym skarbem. - Zaraz, nic takiego nie powiedziałam - odparła Eugenia, ale spusciła wzrok. - Mamo, mam racje, prawda? - Nick patrzył na nia z niesmakiem. -A gdyby twój plan odniósł skutek odwrotny od zamierzonego? A gdybym w rezultacie znowu zszedł sie z Marla? Jak bys sie wtedy czuła? Marli serce waliło jak młotem, Eugenia, blada jak sciana, przenosiła wzrok kolejno z jej twarzy na twarz Nicka. - Ale oczywiscie... oczywiscie... nic takiego nie mogłoby sie naprawde wydarzyc - powiedziała bez przekonania. - Marla ma dzieci, a ty... ty masz ten swój wypaczony kodeks etyczny... Zawsze przysiegałes, ¿e nigdy nie zwiazałbys sie z ¿adna zame¿na kobieta, wiec pomyslałam... - Szlag by to trafił. Kim ty jestes, ¿eby bawic sie w Boga? - Nick jednym haustem opró¿nił swoja szklanke, po czym ze złoscia rozgryzł kostke lodu. - I dlaczego wtracasz sie w nie swoje sprawy? - spytała Marla, patrzac Eugenii prosto w oczy. Trzesła sie ze złosci. - Kim jestes, ¿eby robic takie rzeczy? 364