– Obaj wiemy, że to nie Bentz, jesteś na niego wściekły i tyle. – Stanął nad pisuarem. –
Odpuść sobie, Bledsoe. Jesteś na to za dobrym gliniarzem. – A ty nie patrzysz obiektywnie. Masz klapki na oczach, człowieku. Szukamy nie tam, gdzie trzeba; powinniśmy obejrzeć Bentza pod lupą. – Bledsoe wyszedł na zewnątrz. W kabinie rozległ się szum spuszczanej wody. Trinidad wyszedł z gazetą pod pachą. Spojrzał na drzwi. – Co za dupek – mruknął i podszedł do umywalki. – Nic nowego. – Ale to dobry glina. Zazwyczaj ma instynkt. – Chce wrobić Bentza. – Nie. – Trinidad urwał papierowy ręcznik. – Mówi tylko, że mamy mu się przyjrzeć. – Wytarł ręce, zgniótł ręcznik i cisnął do kosza z gracją szkolnego mistrza koszykówki. – Przecież to nie zaszkodzi. – Umilkł na chwilę. – Bentz myślał, że ratuje mi życie i zabił dzieciaka. Bywa. Nie uważam go za świętego. Popełnił wiele błędów, jak my wszyscy. Osobiście uważam, że jakiś świr go wrabia. I właśnie jego musimy szukać. Hayes skończył sikać. Trinidad wyszedł. Może obaj, Bledsoe i Trinidad, mają rację. Może rzeczywiście, broniąc Bentza, Hayes nie przyjrzał mu się dokładnie, nie zobaczył wszystkiego. Ktoś go wrabia, ktoś, kto miał jakiś związek z jego byłą żoną. Ktoś, kto ostrzył ostrze zemsty latami. Pytanie tylko, jak go znaleźć. Bentz zaciskał dłonie na kierownicy i usiłował nakreślić granicę między wyobraźnią a rzeczywistością. Czy naprawdę widział Jennifer? Czyżby wariatka, która skoczyła do oceanu, nadal żyła i drażniła się z nim? A może to, co widział, to produkt jego umęczonej wyobraźni? Nie wiedział. Jechał do Encino. Wiedział jedno – GPS w telefonie, ostatnia nadzieja na odnalezienie O1ivii spaliła na panewce. Koniec. Tak bardzo liczył, że odnajdzie ją tym sposobem. Ale się pomylił. Znowu. Więc wrócili do Encino, by stąd ruszyć kolejnym wątpliwym tropem. Był przemęczony i niewyspany, ale nie spocznie, póki nie znajdzie Olivii. Uczelnia, na której studiowali Yolanda Salazar i jej brat Fernando Valdez, mieściła się zaledwie osiem kilometrów od domu Salazarów. A knajpa Blue Burro, w której pracował Fernando, przysiadła dokładnie w połowie drogi między domkiem w Encino a college’em. Nie trzeba być geniuszem, by się domyślić, że Fernando mógł się tu poruszać na piechotę, rowerem. Mógł także jeździć autobusem, który stawał cztery przecznice od domu, potem przy knajpie i tuż koło kampusu. Albo, zakładając, że pozostali kłamali w żywe oczy, mógł posłużyć się innym wozem albo poprosić Yolandę czy Sebastiana, żeby go podwieźli. Pozostawało tylko jedno pytanie, to samo od początku: kim była kobieta, którą widział za kierownicą jego samochodu? Dzisiaj się tego dowie, bez względu aa wszystko. Nie ma czasu do stracenia. Tu, w Los Angeles, jest dla policji osobą niepożądaną. Jego praca w Nowym Orleanie wisi na włosku. Szczerze mówiąc, w tej chwili nic go to nie obchodziło. Liczyło się jedynie bezpieczeństwo żony. Zostawił samochód na parkingu dla gości, znalazł sekretariat, machnął odznaką, zrobił surową minę i przekonał zastraszoną dziewczynę, żeby mu wydała rozkłady zajęć Fernanda i Yolandy. Za pomocą darmowych mapek udało mu się ustalić, gdzie oboje powinni dzisiaj przebywać. Oczywiście pech chciał, że Fernando spóźnił się na wykład, ale wieczorem miał wrócić do Sydney Hall na kolejny wykład. Dobrze. Bentz wróci tu przed wykładem. Nie mógł się doczekać rozmowy z tym chłopakiem. Mam mało czasu. Jest biały dzień, mgła się unosi, ale muszę zaryzykować.